piątek, 15 listopada 2013

W Chinach nie ma Bloggera

No tak. Tego nie przewidziałam. Że w Chinach wujek Google jest na cenzurowanym. Że oprócz map, które zresztą wywodzą Cię w maliny (albo mi GPS wariował, albo wszystko jest poprzesuwane, bo wskaźnik lokalizacji na mapie nijak się miał do tego, gdzie aktualnie przebywałam) i sporadycznego i żółwiego dostępu do gmaila nic więcej tam nie działa.

Wiedziałam, że nie zadziała mi Facebook, bo brak Fejsbusia jest największą zgryzotą przybyszy do Państwa Środka i wszędzie można o tym przeczytać. Jakoś jednak nie wpadłam na to, że nie zadziała mi Twitter, Blogger, YouTube, Vimeo i wszelkie inne jakże niebezpieczne dla chińskiego internauty portale. Gdy ostatnio byłam w Chinach, działał każdy z tych serwisów, łącznie z Fejsem. Wiedzieliśmy już jednak, że rząd zabiera się do budowy "the Great Firewall of China" w związku z przedolimpijskimi zamieszkami w Tybecie i Xinjiangu. Tym razem nawet nie pofatygowałam się, by zapytać kogoś z Chin, jak wygląda dostęp do Bloggera i beztrosko założyłam, że codziennie będę słała jakieś radosne sprawozdania do polski przez Googlowe serwery.




Laołaje (od 老外 czyt. laowai, dosłownie "stary z zewnątrz" - potoczne i lekko pogardliwe określenie na białasów) mają jednak swoje, chyba nie do końca legalne sposoby na przeskoczenie przez muru. Jakieś płatne proxy i vpn-y. Mi te sposoby pozostały obce i w ten sposób piszę tego posta już z domu. Jakże miło, że nasze Państwo nie ma w zwyczaju ograniczać nam dostępu do informacji. Po chwilowym pobycie w Chinach to już nie jest takie oczywiste, że te całe Internety nam się należą. Nie! Na dobrą sprawę moglibyśmy w ogóle nie mieć Internetu, jak Korea Północna. Fajnie, że tak nie jest. Bardzo.

Brak znanych i lubianych na Zachodzie serwisów skłonił mnie jednak do eksploracji serwisów, których używa się w Chinach (zwykle chińskich lub z Hong Kongu). Ale to osobny temat, do poruszenia kiedyś.

Nie było więc relacji na żywo z Chin, ale będą wrzutki okazjonalne post factum z wtrętami, dywagacjami, opowieściami. Zaglądnijcie czasem, moi nieliczni, acz wierni czytelnicy :).