sobota, 8 marca 2008

Ekologicznie, ciąg dalszy

A propos komentarza Łukasza do sprawy ołówkowej oraz podanego przez niego linka do artykułu w w Wyborczej o brytyjskich odpadach na chińskich wysypiskach: po pierwsze - tak właśnie sobie myślałam, że drewniany ołówek środowisku milszym jest. A ja ołówki bardzo lubię.
Ponadto: nie jestem jakaś szczególnie święta jeżeli chodzi o ekologię, ale w moim domku segreguje się odpady niemal maniakalnie (wieczko od jogurtu tu, kubeczek tam, a przed wrzuceniem do wora o odpowiednim kolorze obowiązkowo trzeba ten stuff umyć i tak dalej), więc jakoś tak nienaturalne się wydaje wrzucanie wszystkiego do jednego pojemnika, gdy tam są takie skarby jak wczorajsza gazeta! Po roku w kraju niemieckim człowiek tylko okrzepł w nawykach sortowania (i wyłączania urządzeń elektrycznych, mycia naczyń w zlewozmywaku w wodzie stojącej i tak dalej). Dlatego jakoś chińskie podejście trochę szokuje. Może i faktycznie zachodni imperialista chce zatruć biednych Chińczyków, ale i sami Chińczycy ewidentnie chcą zatruwać siebie. Idziesz do sklepu jak supermarket i dostajesz tonę opakowań plastikowych. To, co u nas byłoby w kartonie (proszek do prania, sok) lub w szkle (keczap, masło orzechowe), u nich obowiązkowo jest w plastiku. I oczywiście worki na zakończenie zakupów: mało tego, że dają, u nas też dają, oni Ci to wmuszają, bo w chińskim supermarkecie (niezależnie od tego, czy właściciel jest amerykański czy francuski) to pani kasjerka wrzuca twoje zakupy do tych worków, ze szczególną dbałością, by każda kiełbaska była w osobnym worku, by nie mieszały się produkty papiernicze z chemicznymi albo spożywczymi. W ten sposób dostaję aż cztery pełnowymiarowe plastikowe worki, gdy zakupię zeszyt, koszyczek truskawek, mrożone pierożki i płyn do płukania tkanin. Ale już w pierwszym tygodniu pobytu tutaj rozgryzłam tę akcję i teraz noszę ze sobą swój płócienny worek na zakupy (który wzięłam z Polski od niechcenia). Miło z mojej strony? Wierzcie mi, że miłe to nie jest, bo każda pani kasjerka i każdy pan kasjer patrzą na mnie jak na zjawisko nadprzyrodzone, gdy mówię im, że nie chcę worka plastikowego, bo mam swój. Oni są załamani, bo jak tu teraz zapakować (oczywiście nadal obstają, by mi to samemu pakować, chociaż ja już wyciągam łapy po odpikany towar) proszek do prania i jabłka????? Więc mimo wszystko chcą mi wcisnąć swe worki, myśląc, że mi chodzi tylko o efekt wizualny. Całe rodziny stojące za mną w kolejce również patrzą na mnie jak na przejaw amerykańskiego folkloru (oczywiście nikogo pierwszą myślą nie może być, że pochodzę z Europy, bo Stary Kontynent to coś nierealnego w oczach Chińczyków).
No ale supermarket jak supermarket, idę w Polsce do biedronki i też leżą opakowania plastikowe, można brać do woli i większość ludzi bierze do woli (bo przecież plastikowy worek taki użyteczny jest, można go jako worek na śmieci potraktować, worek na skarpety, gdy się wyjeżdża, worek na mięso, które chcemy zamrozić, oh, jakże wiele ma worek zastosowań). Ale w Chinach plastikowy worek dostaniesz nawet, gdy idziesz kupić do papierniczego wspomniany wyżej ołówek. Cena ołówka: 1 kuai, rozmiary ołówka standardowe, bonus: finezyjny worek z myszką Miki oraz opakowanie ręcami pani kasjerki (żeby się od myszki Miki chyba wymigać niepodobna było).
Segregacja śmieci? No, ktoś w dużych miastach o czymś takim kiedyś usłyszał. Kunming nie jest dużym miastem, ale taki Chongqing jest, Szanghaj też i tam widziałam podwójne śmietniki na ulicach, na których w dwóch językach uznanych za światowe (chińskim i angielskim) można było przeczytać odpowiednio: odpady wtórne, odpady organiczne. Więc skwapliwie zastanawiałam się, do której kategorii należy moja guma do żucia. Ale gdy podchodziłam do śmietnika, by się jej ostatecznie pozbyć, problem rozwiązywał się sam, bo podział okazywał się mitem. Skórka od banana w surowcach wtórnych, butelka w organicznych, a wszystko okraszone (przepraszam za turpizmy) śliną obywateli, bo śmietniki służą również jako spluwaczki (jak tu się nota bene dziwić masowym zachorowaniom na gruźlicę????).
Ostatnim smaczkiem będzie sytuacja u mnie na osiedlu. Mamy pojemniki na śmieci nie uwzględniające segregacji żadnej (miło, że w ogóle mamy kontenery, bo powszechnym zjawiskiem są "domki" ze śmieciami, do których śmieci wyrzuca się bezpośrednio na ziemię, a potem przyjeżdżają śmieciarze - których zawód nabrał dla mnie zupełnie nowego wymiaru w tym kraju - i widłami wrzucają ten cały syf na przyczepkę sympatycznego ciągniczka). Jednakowoż odkryłam, że istnieje krypto-segregacja już pierwszego dnia pobytu w Kunmingu. Mianowicie pod śmietnikiem na osiedlu mym czatują nieustannie "recyklingowcy" - ludzie, którzy chyba utrzymują się ze sprzedaży surowców zdatnych do ponownego zużytkowania. Przychodzi się ze śmieciami, a oni od razu zbliżają się i wyjmują twój worek, by go dokumentnie przeryć w poszukiwaniu czegoś, głównie papieru, ale i butelek plastikowych czy szklanych. Taki widok zobaczy się z mojego okna kilka razy dziennie. Więc postanowiłam trochę pomóc tym ludziom i wprowadziłam sobie segregację odpadów na te same kategorie, jakie mamy w domu. Niech już nie grzebią w tych obierkach po jarzynach, tylko wezmą sobie mój wór z butelkami plastikowymi czy kartonikami po chustkach do nosa i odejdą w siną dal. Miła jestem? Wcale nie, czuję się lepiej, gdy nie ulegam jakimś tam chińskim obyczajom tylko robię swoje, czyli to, co już mi weszło w krew, bo tak się robiło i robi w domu.
A planeta i tak kiedyś się popsuje na tyle, że trzeba będzie Chińczyków eksportować na Marsa. Bo innych nacji już w tym czasie nie będzie. No chyba, że rządy wymyślą coś lepszego od becikowego.

1 komentarz:

  1. Nieuporządkowana (globalnie) Polka o niemieckim zacięciu w kierunku sortowania śmieci (lokalnie uporządkowana). Ciekawe połączenie ;)

    OdpowiedzUsuń