czwartek, 26 czerwca 2008

Wesele

Wczoraj siedzimy sobie - Agnieszka, Thao i ja na Wenhuaxiang na taboretach przed buda z napojami i popijamy swoje koktajle owocowe tudziez herbatki z mlekiem (Thao). Nagle podchodzi do nas istota plci zenskiej, narodowosci najpiewniej Han i pyta, czy nie chcemy pojechac na chinskie wesele. Odpowiadamy ze tak, wiadomo, wesele - super sprawa, a o co chodzi. Bo ona - Chinka Han - ma siostre i jutro siostra ma wesele. I ma tez rodzicow i rodzice nigdy nie widzieli Laowaia (czyli obcokrajowca), a bardzo chcieliby zobaczyc. I ona by nas w zwiazku z tym na to wesele zabrala. Zapalily nam sie lampki a la Pomyslowy Dobromir w glowach i w zwiazku z tym dalam kobiecie tej swoje numer telefonu. Potem sie zmylysmy (ja pojechalam na Targ Kwiatow i Ptakow, zeby w koncu zrobic sobie upragniona pieczatke z moim imieniem chinskim) i o sprawie nieco zapomnialysmy.
Pora popoludniowa przypomniala mi sie ta cala sytuacja i napisalam do niewiasty, by mi napisala jakies szczegoly odnosnie wesela - kiedy to jest, gdzie, czy jest tam prysznic (bo sa takie dni w zyciu kobiety, kiedy prysznic jest bardziej niz niezbedny) i w ogole jaka role my, laowaje, mamy tam pelnic (bo istniala spora obawa, ze ustawi sie nas na srodku lokalu niczym niedzwiedzia na Krupowkach i zgromadzeni goscie, wolajac ku nam "Halu" i wciskajac nam kolejne szklanki z baijiu - nie polecam, chyba, ze ktos odczuwa irracjonalna tesknote ku zwroceniu pozywienia w trybie natychmiastowym - beda sobie z nami fotki strzelac. Choc moze byla by to kolejna szansa na jakis zarobek....). Odpowiedz przyszla od razu i dowiedzialam sie co nastepuje: wesele jest na wsi, wiec nie ma tam biezacej wody, ale mozemy sie wykapac u sasiadow w bali za jedyne cztery kuaje. Miejsce podobno jest prastare i bardzo piekne. Mamy tam jechac na trzy dni, wyjechac w czwartek, wrocic w sobote i jest to daleko, wiec w jedna strone musimy zaplacic 170 RMB, mieszkanie i wyzywienie oczywiscie za darmo. Hmmm. Zadzwonilam do Honoraty (ktora ewentualnie tez sie pisala na ten wyjazd), ta skonsultowala rzecz z Lucia (Chinka z Hiszpanii, ktora jest tutaj tak samo jak my na kursie chinskiego) i uznalysmy w koncu wspolnie, ze nie mozemy jechac, bo po primo - nie wiemy w co sie pakujemy, a bezgraniczne ufanie nieznanym Chinczykom nie jest zbyt rozsadne, secundo - to kapanie w bali jakies niepewne jest, tertio - 170 kuajow w jedna strone to duzo jest! A jeszcze wrocic jakos trza... Quarto - w piatek jest odbior wizy Agnieszki, sprawa palaca i lepiej byc na miejscu w razie W.

Zadzwonilam wiec do dziewczyny i jej mowie, ze buhaoyisi (bardzo mi przykro), ale wyglada na to, ze sie nie wybierzemy. Ta mi na to: O maj gad! Obiecalas mi!!!! Juz zadzwonilam do rodzicow i oni sie tak ucieszyli, ze zobacza laowai! Dlaczego mi to robisz???? Wszystko jest za darmo! No to jej tlumacze sprawe z wiza Agniesi, ze sprawa jest wazna bardzo i ze w ogole to my pieniedzy nie mamy, bo teraz ciezkie czasy nastaly, zaraz do kraju wyjezdzamy i musimy oszczedzac. Na to ona: O maj gad! Wszystko za darmo jest! Dlaczego nie chcecie wydac 170 RMB, to jest piekne miejsce, dlaczego mi to robisz! Blagam!
Mowie jej bardzo delikatnie, ze buhaoyisi, ale naprawde nic sie nie da zrobic i decyzja o nie jechaniu juz podjeta zostala i zmieniona nie zostanie.
Ona: Gdzie teraz jestes?
Ja (zszokowana): W Kunmingu.
Ona: No ale gdzie dokladnie.
Ja: W moim mieszkaniu.
Ona: Ja jestem na Shifang Daxue (Yunnan Normal University), przyjdz tu i przedstaw mi jakis innych laowai, bo ja musze miec laowai dla moich rodzicow.
Ja: Ale ja nie znam zadnych laowai, ktorzy by chcieli jechac z Toba, buhaoyisi.
Ona: Czy wy myslicie, ze ja jestem oszustka, ja jestem uczciwym czlowiekiem! O maj gad, o maj gad!
Rozmowa ta, jakkolwiek ciekawa szalenie, wyprowadzila mnie troche z rownowagi. Trwalo to z dwadziescia minut, podczas lamentow dziewoi przypomnialam sobie, ze to ja za te lamenty place i postanowilam zachowac sie wybitnie niegrzecznie i zasymulowac rozladowanie sie baterii poprzez wylaczenie najpierw siebie a potem telefonu.
Gdy potem wieczorem uruchomilam te maszyne z powrotem, czekal na lekture esemes od dziewczyny weselnej. Tresc: Ja teraz placze przez Was, wstretne laowaje.
Glupio mi sie zrobilo troche. No ale.... No co, no?????

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz