sobota, 19 października 2013

Co jest najważniejsze, gdy podróżujesz do Chin

Mam w domu dwa przewodniki po Chinach - Pascal i całkiem nowy Lonely Planet. I w obu absolutnie w sprzeczności z logiką informacje praktyczne dotyczące pieniędzy znajdują się gdzieś po prawach lesbijek i przepisach celnych. Już na obozach harcerskich (na które jeździłam na krzywą paszczę, bo harcerką nigdy nie byłam) uczyli nas, że najważniejsze do przetrwania w podróży są nie koce i menażki, nie buty i nie polary, ale pieniądze właśnie. 

W przypadku mojej chińskiej wycieczki oprócz kasy rzeczą przenajświętszą i wymagającą szczególnej opieki jest paszport z wizą w środku. W Chinach paszportu potrzebujesz na każdym kroku - w hotelu, hostelu, kantorze, na lotnisku, przy kupowaniu biletów na pociąg... Przynajmniej tak było kiedyś i jakoś trudno mi sobie wyobrazić, by coś się w tej kwestii zmieniło.

Ale kasa moim zdaniem w piramidzie podróżniczych potrzeb Maslowa jest bazą, na której polega wszystko inne. Poczytałam tu i tam i postanowiłam wziąć solidny zapas gotówki na wypadek, gdyby bankomat Bank of China nie raczył odczytać mojej karty albo przyjąć PIN-u. W takiej smutnej sytuacji wolałabym nie szukać na gwałt jakiejś roboty hostessy - nie dlatego, że gardzę taką robotą, bo wręcz przeciwnie, działa to bardzo budująco na moje ego, ale dlatego, że mam i tak już zbyt napięty plan podróży. 

Zabieram ze sobą Euro, bo ma najkorzystniejszy kurs w Chinach. Państwo Środka jest pod względem wymiany pieniędzy bardzo fajne - wszędzie masz dokładnie ten sam, centralnie zatwierdzony, kurs walut. Więc nie trzeba trudzić się poszukiwaniem kantoru z najkorzystniejszym kursem, tylko wbijasz do pierwszego lepszego banku, pokazujesz paszport, dają Ci yuany i świstek, który koniecznie trzeba zachować na zaś - jakby nieoczekiwanie zostały mi po podróży jakieś yuany, to będę je mogła przerobić z powrotem na Euro tylko za okazaniem tego świstka.

Ale taka kasa w gotówce, to oczywiście schiza. Ja jestem jedną z tych osób, które nosząc 200 złotych w portfelu mają wrażenie, że są obserwowane, że ktoś za nimi idzie, a z nieba drony wynajęte przez mafię robią im zdjęcia. Więc znowu ilość gotówki nie może być za duża, bym nie popadła w manię prześladowczą. 

Więc nasuwa mi się takie pytanie do szanownych osób czytających: gdzie trzymać kasę podczas podróży?


Tak na dobrą sprawę do Chin mogłabym pojechać wyłącznie z sianem i paszportem, w imię idei “po co wozić drewno do lasu”. Przeca wszystko (może oprócz dezodorantu, bo ten wynalazek Chińczykom jest nieznany) można kupić na miejscu! Od skarpetek, poprzez kurtkę North Face’a, która “wypadła z kontenera” (polecam) aż po srajfona kupisz w chińskim mieście bez żadnego problemu. Z czystej ciekawości rzuciłam okiem na metki rzeczy, które biorę ze sobą. 

Plecak: kraj pochodzenia Chiny
Bielizna i skarpetki: made in China
Telefon: made in China
Komp: designed in California, assembled in China
Przenośna ładowarka do komórki: made in China
Ręcznik szybkoschnący: made in Marocco. 

I tym optymistycznym afrykańskim akcentem zamykam wywód, bo czas zacząć pakowanie na dobre!

2 komentarze:

  1. Hej, ja mama kilka miejsc na kasę i zasadę: - nie trzymać wszystkiego w jednym miejscu, czyli cześć w kieszeniach w ciuchach (najlepiej na zamek), coś drobnego w plecaku, najważniejsze oczywiści w "torebusi" na szyi, (można na też w skarpetce), powodzenia! Pozdro, Agata

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok, tak zrobię :) zamiast torebusi na szyję mam torebusię na biodro :)

    OdpowiedzUsuń