wtorek, 15 października 2013

Szczyt fartowności

Na samym początku września 2007 poszłam po raz pierwszy na zajęcia na Yunda, czyli Uniwersytecie Yunnańskim. Przyszłam jakoś wcześniej, usiadłam w ławce i przyglądałam się innym studentom, którzy pojawiali się w sali. Najpierw salę zalali sami Azjaci, później przyszło jakiś dwóch blondynów, z których jeden, zwany później nie bez kozery Frenchy zagaił do mnie sympatycznie. Na samym końcu, niemal karygodnie się spóźniając, nadeszła następna dwójka przedstawicieli rasy kaukaskiej - ona i on.

Od razu wzbudzili moje zainteresowanie. Po prostu rzucała się w oczy ich słowiańskość. Wiecie, na takie rzeczy ma się czuja - jedziesz gdziekolwiek, patrzysz i wiesz od razu, że ktoś jest z naszej części świata. Gdyby nie to, że właśnie zaczynałam studia na uniwerku w mieście na końcu świata, tak bardzo na końcu świata, że sami Chińczycy myślą, że najważniejszym środkiem komunikacji w Kunmingu są słonie, i gdyby nie fakt, że nim przyszłam na zajęcia, nie widziałam w mieście żadnych białasów, i gdyby nie fakt, że Yunda to ogromny uniwerek, pomyślałabym, że to Polacy. 

Uciążliwe zajęcia, które, o ile dobrze pamiętam, utwierdziły mnie w przekonaniu, że nigdy nie nauczę się mandaryńskiego, skończyły się w końcu, a ja zaczęłam pakować manatki. I nagle usłyszałam nad sobą "Cześć, jesteś Marta?". Po polsku!

To była Honoratka. Okazało się, że jej chłopak też jest Polakiem i ma na imię Bartek. Podeszli do mnie bo... jakoś tak polsko im wyglądałam. Oni mieli przewagę nade mną taką, że wiedzieli o moim istnieniu, bo podczas zapisów na zajęcia rzucili okiem na jakieś papiery leżące na biurku w administracji i dostrzegli, że jest jedna Polka na uniwerku oprócz nich, że ma na imię Marta i chyba nawet moje łyse zdjęcie tam zobaczyli (wówczas gustowałam w krótkim owłosieniu głowy). 

Tak poznałam ludzi, którzy byli mi najbliższą rodziną przez równy rok. 

Jakimś zupełnie cudownym zbiegiem okoliczności w tym samym czasie, gdy ja będę w Chinach, do Pekinu zawita Honorata. Nie widziałyśmy się w Polsce praktycznie od powrotu z Chin w 2008 i teraz spotkamy się po latach w Chinach.

Jestem szczęściarą. Jestem na maksa. 
I mam nadzieję, że ta passa będzie miała swoją kontynuację w najbliższej przyszłości. Amen.


Honorata, Bartek i ja, wrzesień 2007

Szaleństwo w sklepie z akcesoriami dla chińskich lasek
Lans w lokalnych strojach ludowych na szkolnej akademii - Kobieta Kura i Kobieta Wazon



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz