sobota, 17 listopada 2007

Perypetie Marty eS.

Moja gospodyni.

Moja gospodyni, właścicielka mieszkania to osoba światowa. Poznałam ją przez organizację gościnności, nie wspomnę nazwiska tejże organizacji w oryginale z uwagi na cenzurę, która po polsku może nie tak dobrze jak po angielsku. Owa pani bez wahania zaproponowała mi mieszkanie u niej. Sama akurat przebywała w Niemczech na jakiś praktykach. Mówi w obcych językach. No i mieszkanie ma wybitnie europejskie. I to tak ładnie europejskie – czyli nie niemieckie. Jak się okazało później – przy szukaniu mieszkania dla kolegi Bartka – jesteśmy posiadaczami jedynego na kilka(naście) tysięcy mieszkań w KM (skrót dla Kunmingu, ostrzegam na przyszłość) sedesu w stylu starokontynentalnym, oraz wanny, co jest dla Chińczyków chyba zupełną już egzotyką.

Może na marginesie opowieści o mojej gospodyni zobrazuję trochę taki typowy chiński kibel. Bo to jest, jak dla mnie - osoby mało światowej i po raz pierwszy poza Europą przebywającej – eksponat folklorystyczny. To trzeba upamiętnić, bo jeszcze im przyjdzie do głowy za kilka lat przejść na zachodni styl pomieszczeń higienicznych i wtedy kolejny unikalny element Han-kultury, tak samo jak to się dzieje powoli z wierzeniami, starociami architektonicznymi i ubiorami, zostanie unicestwiony.

Typowy chiński kibel.

Pomieszczenie o powierzchni jednego metra kwadratowego (sic! 100 dm2, 10000 cm2!) jest niebywale wręcz napakowane różnymi funkcjami, gdyż na tak małej powierzchni mieści się co następuje:

  1. toaleta typu Małysz; niektórzy dostrzegają niebywałe zalety takiej toalety, gdyż pozycja Małyszowa podobno bardziej sprzyja udrażnianiu dróg. Wcale nie oddechowych. Standardowy Chińczyk płci męskiej ma do perfekcji opanowaną pozycję w kucki i korzysta z niej zawsze wtedy, gdy nie chce mu się stać, a akurat nie ma ławeczki. Tożto nie dziw, że im tak wygodnie, skoro to jako spoczynkową pozycję traktują. U nas pozycją spoczynkową jest siedzenie i służą do tego dwa skupiska mięśni zwane razem bardzo adekwatnie.
  2. Około dwóch metrów nad wyżej wspomnianą dziurą wisi sobie słuchawka od prysznica.
  3. Nad słuchawką od prysznica wisi bojler na wypadek, gdyby nie było słońca. Bo jak jest słońce, to każdy Chińczyk pobiera wodę z bojlera na dachu, który połączony jest z solarem. Świetny wynalazek, świetny chiński zwyczaj.
  4. Jak można się domyślić, w owym kiblo-prysznicu nie ma już nic więcej, ponieważ się zdecydowanie by nie mieściło w nim nic więcej. Tak więc nad rozkoszne wygrzewanie się w wannie z lekturą to czasopisma, to znowu powieści, czy też nad posiedzenie z lekturą programu telewizyjnego, jak również nad strojenie głupich min do lustra przy myciu zębów czy goleniu Chińczycy przedkładają oszczędność powierzchni. Przecież w to miejsce można wstawić kino domowe, nieprawdaż.

Wróćmy jednak do właścicielki mojego mieszkania, które ma tak wielką toaletę, że mieści się w niej wanna, muszla klozetowa, umywalka, lustro i pralka świętej pamięci firmy Siemens i tejże formy bojler grzejący wodę, gdy nie ma słońca. A zwłaszcza wróćmy do światowości owej dziewczyny.

Ostatnio pisałam do niej w sprawie ewentualnego nocowania członków organizacji gościnnych i innych takich gości nie gości, bo nie chciałam jakoś bez jej zgody w nie moje progi ludzi zaciągać. No i przy okazji tego maila wywiązała się rozmowa na googlowym czacie.

Dowiedziałam się, że pani, o której się tu pisze, dostała przed nos nowy kontrakt z tą pekińską firmą, w której pracuje, bardzo korzystny, a ona lubi tę pracę, więc chyba nie wróci jeszcze do KM, tylko posiedzi z rok jeszcze w Pekinie. No i w związku z tym, jak kiedyś tam przyjedzie do KM, to czy mogłabym ja, Marta, zapłacić jej za mieszkanie wszystko. Ja mówię, że dopsz, i się upewniłam, czy mówimy o 5000 Yuanów. Na co otrzymałam odpowiedź następującą:

***: Nieeee! 500 Euro.

Marta: No czyli 5000 Yuanów.

***: Ale ja nie chcę yuanów, ja chcę euro! 500 Euro.

Marta: No ale ja nie mam euro. Ani jednego jurka nie mam.

***: No ale jak to?

Marta: No skąd mam mieć?

***: No z domu. Przecież musiałaś przywieźć jakieś pieniądze z Polski.

Marta: Ale dolary czy złotówki?

***: No euro!!!!!!!!!

Marta: Ale my nie mamy euro.

***: Nie macie euro? To gdzie jest Polska? To nie jest w Europie?

Marta: Jest, ale my nie mamy euro, mamy złotówki. A ja mam dolary. Bo mi ambasada w dolarach stypendium wypłaca.

***: Umawiałyśmy się na euro jeszcze zanim przyjechałaś do Chin. Mogłaś wziąć jakieś euro z Europy.

Marta: No ale ja myślałam, że równowartość euro też może być. Bo po co komu w Chinach euro.

***: Ale ja chcę mieć euro, by mieć, jak będę jechała do Europy. Załatw to.

No cóż, pozostało mi wyrazić nadzieję, że jakoś skombinuję to 500 Euro, by nie zostawć wyeksmitowaną z moich sympatycznych włości (ah, ta wanna w słotne wieczory!), ale tak naprawdę czarno to widzę. I możliwe, że nie wiecie czemu to takie tragiczne jest. Więc poniżej jest tłumaczenie, ale proszę czytać uważnie ze zrozumieniem, bo to zawiłe.

Wymiana waluty w Chińskiej Republice Ludowej.

W Chinach walutę wymienia się w banku. Inne metody są nielegalne. Jak coś jest nielegalne, to oczywiście zawsze znajdzie się ktoś, kto postąpi wbrew przepisom. Tak więc pod największymi oddziałami banków w najbardziej turystycznych okolicach miasta KM kręcą się ludziki, którzy zaczepiają tylko białych by szepnąć im w pierś (bo tylko do niej sięgają) „ekczejncz, ekczejncz”.

Tak więc będąc w posiadaniu bezużytecznych w tym kraju dolarów, na dodatek coraz mniej wartych (stanu intelektu polskich dostojników państwowych, którym podobało się wymyślić, że będziemy dostawać stypę w USD nie będę komentowała) udaję się do Banku Chińskiego, gdzie godzinę stoję w kolejce (O thank you Lord, że wszędzie są maszyny do generowania numerków! Przynajmniej można iść na pączka do pobliskiego Donutsa w czasie, gdy chińscy petenci próbują ogarnąć swoimi umysłami, co się dzieje z ich pieniędzmi). Gdy nadchodzi moja pora, podchodzę do okienka, wypełniam mnóstwo papierów, pokazuję paszport, pan lub pani ogląda moje wizy bardzo dokładnie, porównuje zdjęcie z tym, co widzi za szybką, oddaje dokumenty przeze mnie podpisane i paszport kierownikowi zmiany, ten pisze coś w komputerze i uczonych księgach, oddaje kasjerowi ten majdan, który przelicza pieniądze ręcznie oraz przy użyciu maszyny, by ponownie znowu przeliczyć ręcznie, no i w końcu następuje wymiana środków w USD na środki w RMB (renminbi, chiński odpowiednik PLN) i odchodzę, zamknąwszy uprzednio wszystko na klucz w plecaku oraz wcisnąwszy przy kasie guziczek, że jestem usatysfakcjonowana obsługą.

Razem z pieniędzmi w RMB i paszportem dostaję jednakowoż jeszcze coś i tutaj werble, proszę się skupić, ważna sprawa! Mianowicie dostaję świstek o nazwie EXCHANGE MEMO i tylko z tym papierkiem mogę kiedykolwiek wymienić RMB na USD w identycznej ilości, jak to przed momentem uczyniłam w drugą stronę. Bo Państwo Chińskie tylko „wypożycza” mi RMB, albo raczej ja „wypożyczam” im USD, jak okażę świstek i odpowiedni zastaw w RMB, to dostanę je z powrotem.

No i teraz zagwozdka mam nadzieję się rozjaśniła. Jak mam zdobyć euro w tym kraju, skoro nie mam świstka, że uprzednio wymieniłam EUR na USD lub RMB (tylko taką walutą dysponuję)? I teraz też można zrozumieć, czemu tej szalonej właścicielce mieszkania zależy na tych jurkach. Bo sama nie ma papiura i też wymienić nie może, a w Niemczech czy gdzieś w Europie diabelnie trudno jest wymienić yuana na jurka.

Pozostaje mi chyba skorzystać z dobroci cinkciarzy, lub samej stanąć pod Bank of China i proponować Europejczykom wymianę. Albo zapytać na Hospitality Club albo na forum Go-Kunming, czy ktoś jurków nie ma/przywieźć by nie mógł w zamian za nocleg (w przypadku HC).

Tak więc gdy ktoś jest światowy, to nie zawsze jest dobrze. Może ma wannę, ale też chce jurki. Które zdecydowanie są tu dobrem deficytowym.


*Wszystko jest zmyślone, a ewentualne podobieństwo do prawdziwych postaci czy wydarzeń niezamierzone...

1 komentarz:

  1. Teraz się nie dziwię, czemu Chińczycy tacy są dobrzy w naukach ścisłych... Przecież oni ciągle optymalizują... a to rozmieszczenie urządzeń sanitarnych w "łazience", a to upakowanie kupy ludzi na małej powierzchni,...

    W Europie nad optymalizacją się męczą tysiące matematyków, a tam każdy Chińczyk ma idealnie zoptymalizowany kibelek, lub też co brzmi nieco adekwatniej wielofunkcyjne pomieszczenie sanitarne. Nic, tylko brać przykład :)

    OdpowiedzUsuń