Szlakiem śremskich szmatoli przebiegała wycieczka dzisiaj. M. kupiła mi spódniczkę, a potem w domu przerabiałyśmy ją przez godzinę. Efektu finalnego jeszcze nie ma.
Napisałam któregoś dnia po chińsku do Chinki z hospitality club i dzisiaj dostałam w języku obcym pajączynkowym odpowiedź, że ona by dla mnie nawet mieszkanie miała w Kunming. Tymczasem w przewodniku wczoraj w nocy podczas lektury zupełnie nie szukany znalazł się adres i numer telefonu akademika dla obcokrajowców w Kunming. I teraz wymyślam sobie różne warianty mojej chińskiej historii - międzynarodowe towarzystwo w jakimś akademiku pod obcokrajowców urządzonym, czy full folklor w towarzystwie ludności tubylczej i gadanie po chińsku od rana do nocy? Nie wiem dlaczego, ale jakoś kusi mnie niesamowicie ta druga opcja... M. chyba czułaby się jednakowoż lepiej, gdybym wybrała akademik i wszystko byłoby takie jasne jak w Europie.
Zdanie na dzisiaj: Yes, I know that my luggage is 50 kilos overweight but I have to take my prince with me.
ale chuchro :p
OdpowiedzUsuńale ciągle rośnie :)
OdpowiedzUsuńi niedlugo przerosnie mame, tate i brate ;)
OdpowiedzUsuńyyyy no hmmmm no tak yyyyyyy taaaak no ;-)
OdpowiedzUsuńWyleczyłby Pan w końcu ten kaszelek, chrypkę wręcz, Panie Mareczku.
OdpowiedzUsuńno hrrr hrrr tak jak pani pani marto mowi hrrr hrrr
OdpowiedzUsuńale ja tak hrrr zalotnie co by jakas zahrrr :-)