środa, 15 sierpnia 2007

Opływowe kształty na pokładzie

Moja pierwsza w życiu przygoda z samolotem zapowiada się ekscytująco. Ekscytacja sięgnie zenitu.
W dniu wczorajszym z samego rana, czyli mniej więcej o jedenastej, postanowiłam jechać do miasta Poznań, by w mieście Poznań zapytać się o kartę studencką ISIC (słyszałam, że ta karta gwarantuje ubezpieczenie obejmujące koszty leczenia za granicą i następstwa nieszczęśliwych wypadków, koszt karty jedynie 79 złotych, a ubezpieczenie tego typu w towarzystwach ubezpieczeniowych to jakieś dwa tysiaki), by zapakować do mojego agonalnego plecaka resztę rzeczy, które zostały w mieszkanku na Śremskiej z czasów, gdy w nim mieszkałam i by zobaczyć generalnie, co jest grane, ponieważ w Śremie nigdy nic nie jest grane, a echa wielkiego świata rozbijają się o zrujnowane ściany domów na przedmieściach.

Zawsze, stojąc na stopa, wymyślam sobie historie; tym razem nie zdążyłam nawet ogarnąć prologu. Na dodatek przyjemny Starszy Pan z Gostynia miał klimatyzację w wozie, poczucie humoru, wysokie IQ oraz interesujący cel podróży: odebranie żony i wnuczki w lotniska. Jechałam sobie przyjemnie, unikając za wszelką cenę oceny aktualnych politycznych wydarzeń, o którą zostałam poproszona, jechałam, słonko grzało, klima chłodziła, i pomyślałam sobie - jadę z tym Starszym Panem z Gostynia na lotnisko. Popatrzę sobie na samoloty, oswoję się, zasięgnę informacji w adekwatnym miejscu.
O Starszym Panie już nie będzie - został przed drzwiami nowego terminalu na Ławicy wraz ze Starszą Panią i Dziewczynką z Gostynia. Teraz będzie o samolotach - wreszcie zobaczyłam jak startują. Były dwa. Wzruszyłam się więc dwa razy. Bo sobie wyobraziłam, jak tam siedzę w takim identycznym samolociku LOT-u i ten samolocik tak kołuje po płycie lotniska, a na tarasie widokowym rodzina stoi i pewnie gapi się na zupełnie inny samolot, bo oni nie wiedzą, który to mój i macha do tamtego innego samolotu, ale nieważne; rodzina stoi, ja siedzę, i już za sobą tęsknimy. I wyobraziłam sobie, że wybucham smutkiem łzawym i widowiskowym, że stewardessa robi co może, żebym nie zalała pokładu łzami memi... Zasypiam w końcu, budzę się w Monachium, przesiadam się i lecę, ląduję w Chinach, wszystko jest pięknie. Tak właśnie na tym tarasie widokowym moja wyobraźnia zadziałała.

Kwadrans później zaczęła działać już zupełnie inaczej.
Bo podeszłam w końcu do tej informacji.
Pierwsze pytanie eM.: Ile czasu przed odlotem muszę sobie zarezerwować na odprawę?
Odpowiedź Informatora w informacji: Dwie godziny.
Drugie pytanie eM.: Czy Heimanny i eL trójki i inne x-raye nie popsują mi notebooka?
Odpowiedź Informatora: Nie, ale musi pani mieć go w bagażu podręcznym, ponieważ linie nie ponoszą odpowiedzialności za bagaż pozostawiony w bagażu podstawowym.
Trzecie pytanie eM.: Dokąd zostanie nadany mój bagaż?
Odpowiedź Informatora: Raczej do końca czyli do Kunming, ale musi pani zapytać przy nadaniu bagażu.
Miałam nadzieję, że OSTATNIE pytanie eM.: Czy pół godziny starczy mi na przesiadkę w Monachium?
Odpowiedź Informatora: No, raczej chyba nie.
Ostatnie pytanie eM.: Co??????????????
(Retrospekcja: kupiłam bilet z PółGODZINNą przesiadką w Monachium, bo pan w biurze podróży uprzednio uspokoił mnie jako wykwalifikowany pracownik branży turystycznej, że to starczy. Na świadka biorę B.).
Moje wyobrażenia o podróży do Monachium są więc teraz takie: głównie modlę się, licząc, że stosunkowo niedaleka odległość od nieba wpłynie na dobrą mych próśb słyszalność, starając się przy tym zachować możliwie najbardziej aerodynamiczną postawę ciała, ponadto patrzę wciąż w okno wypatrując Munichu, obgryzam skórki od paznokci oraz gnębię obsługę.
A w Monachium biegnę w jakimś niewiadomym kierunku, wpadam na ludzi, łamię nogę, nos i paznokcie, samolot Lufy odlatuje beze mnie, ja korzystam z karty ISIC i dostaję siano, bo nieszczęśliwy wypadek. I zaczyna się najbardziej dołujący etap mojego życia. Etap zmarnowanej szansy.

Bzdury, na pewno się uda. Nie?

1 komentarz:

  1. Pół godziny w Monachium powinno Ci na styk wystarczyć. O ile dobrze pamiętam- są tam szybkie chodniki żeby nie robić z buta zbyt wiele kilometrów pomiędzy terminalami. Najlepiej zaraz po przylocie sprawdź na tablicy czy Twój kolejny lot jest już wyświetlony. Jeżeli już w Polsce będziesz miała wystawioną kartę pokładową następnego lotu to raczej na 100% będą na Ciebie czekali. W przypadku gdy będziesz miała obawy czy zdążysz (już w Monachium)- poproś o pomoc obsługę (najlepiej jakiegoś fajnego młodego faceta)- na pewno poratuje Cię podwózką meleksem albo przeprowadzi do odprawy bez kolejki. Parę razy znalazłem się w takich opałach i nigdy nie odmówiono mi pomocy (oczywiście zwracałem się zawsze do fajnej młodej kobiety:-))

    OdpowiedzUsuń