niedziela, 19 sierpnia 2007

Deja vu

Dawno, dawno temu, w roku 2005, mniej więcej o tej samej porze roku czułam się niesamowicie nakręcona tak samo jak teraz. Byłam zaabsorbowana totalnie swoim wyjazdem do obcej krainy, wtedy to Rzesza Niemiecka tą krainą obcą była. Gdzieś tam zupełnie z boku bliscy przyglądali się mojemu zaabsorbowaniu. Nie wiedziałam, że niektórzy już wtedy strasznie tęsknili. Za poprzednią Martą.
Jak się ma milion spraw to ma się stresa, który rośnie gdzieś w brzuchu. I w gardle - niektóre słowa nie chcą z niego wychodzić, inne wychodzą zupełnie bez sensu, dźwięki są warczące miast melodyjne. Nie chce mi się już gadać o sprawach, które nie są bezpośrednio związane z MOJĄ osobą, z MOIM wyjazdem, nie chce mi się odpowiadać na zadane po raz wtóry pytanie: "Czy ci Chińczycy mają tam jakiś Internet?"... Tak samo było wtedy, dawno dawno temu. Tylko nikt nie wątpił, że w cudnej Bundesrepublice nie może zabraknąć światłowodów. I niczego.
I tylko taka różnica jest, że wtedy zupełnie nie rozumiałam, dlaczego mój ukochany się nie cieszy z mojego wielkiego sukcesu, z mojej wielkiej szansy (tak sobie o tym stypendium Erasmusa wtedy myślałam). A teraz już wszystko rozumiem. Bo sama czuję, że MOJA "wielka szansa" niekoniecznie jest NASZĄ "wielką szansą". Ale nie ma już czasu na kontemplację wszystkich za i przeciw mojego wyjazdu. Muszę wierzyć, że wszystkie przeciw tak naprawdę są nieistotne, ze to takie malutkie sprzeciweczki, a nie prawdziwe niemiłosierne sprzeciwy. Basta.

Wczoraj byliśmy z B. w porcie lotniczym, gdzie w końcu zmieniłam rezerwację mojego biletu i tym samym wiem już, że odlatuję do Monachium o godzinie 17:20 w dniu 30 sierpnia 2007 z lotniska Ławica w Poznaniu. Hurra, teraz już wygląda wszystko, co związane z moim lotem, bardzo ładnie w mym wyobrażeniu. Jeszcze tylko chodzi mi taki szalony pomysł po kulisach umysłu, by podczas przesiadki na lotnisku w Shanghaju, gdzie mam spędzić aż pięć godzin, wsiąść w ten słynny mega szybki pociąg z lotniska do centrum miasta, strzelić kilka fotek i wrócić... Jak na razie nie mam jednakowoż czym strzelać fotek, o horrendum! Nie daje mi to spokoju!

Uwaga! Na Ławicy parking dla nissanika kosztował nas 12 złotych. Byliśmy tam jakieś 50 minut. Szaleństwo!

Wiadomości e-mail dnia: mail z polskiej ambasady, w którym osoba tytułująca się pierwszym sekretarzem objaśnia mi, że aby dostać moją stypę muszę założyć sobie konto w Bank of China (maila znalazłam w folderze spamowym, dziwne i to wysoce); mail od Pana Chińczyka z Kunming, którego uprzednio wynalazłam na Hospitality Club (dał mi swój nr telefonu, mam się z nim skontaktować po przyjeździe). Oczywiście mailem snia była też wiadomość od Martuha. Albowiem ubóstwiam wiadomości od Martuha.

Słówko na dzisiaj: 厕所 - czyta się cesuo i oznacza toaletę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz