I oto nastal ten dzien.... Dzien niepodleglosci. I zaglady. I armageddonu. I apokalipsy.
Ale ze nie spalam snem kamiennym, tak jak bym sobie tego najuprzejmiej od niebios zyczyla, totez zalegalam w lozku dosc dlugo, by odpoczac. W koncu smignelam do hotelu, bo telefon mi sie rozladowywal, gdyz, jak wiadomo, moj dobytek, w tym ladowarka, znajdowal sie nadal gdzies w mieszkaniu Wywloki. A w hotelu kazdy ma komorke firmy Nojiya (Nokia), wiec moglam sie podlczayc i zaczac wydzwaniac do ambasady.
Nikt przez godzine nie odbieral. To znaczy odbieral jakis pan, nagrany na jakas maszyne, mowiacy w trzech jezykach, ze dodzwonilam sie do Ambasady RP w Pekinie i ze mam poczekac na zgloszenie sie operatora. Dzwonilam tam tyle razy i tak dlugo czekalam na zgloszenie sie nieistniejacego operatora, ze w koncu wyczerpala mi sie swiezo naladowana karta w telefonie i musialam wyskoczyc na ulice, zeby doladowac sobie konto jeszcze raz. W koncu, zdesperowana, poprosilam Bartosza (ktory za bardzo nie mial przeciez czasu, poniewaz wlasnie dokonywal cudu pakowania swojego dziesieciomiesiecznego dobytku do jednej walizki, gdyz nazajutrz mial opuscic miasto Kunming), by sprawdzil, czy przypadkiem w swojej poczcie elektronicznej nie ma jakiegos maila z ambasady, w ktorym bylaby stopka i jakies inne numery telefonu niz ten odsylajacy do maszyny odsylajacej do operatora, ktory najwyrazniej postanowil akurat dzisiaj zrobic sobie urlop.
Bartosz znalazl dwa numery wenterzne: do Endriu (kolesia odpowiedzialnego za nas, studentow polskich w Chinskiej Republice Ludowej) oraz do szefa wydzialu konsularnego. Szef wydzialu konsularnego - to brzmialo jak zbawienie. Wiec zaczelam wydzwaniac, ale gdzies tam na drugim koncu kabla pipczylo tylko monotonnie. Wiec jedyna opcja, jaka mi jeszcze pozostala to proba dodzwonienia sie do Endriu. I.... wooooow, naprawde sie dodzwonilam. Tak sie temu zdziwilam, ze az sie zapomnialam przedstawic. Kazdemu zdarza sie czasem popelnic faux pas, nieprawdaz. Powiedzialam mu, po co dzwonie i ze nie moge sie do konsulatu dodzwonic, wiec dzwonie do niego, a on mi na to, ze przekaze kolezance z wydzialu konsularnego, jak tylko wroci ona z lunchu, bo jest wlasnie pora lunchu i nikogo nie ma w placowce i nie bedzie jeszcze przez poltorej godziny. Aha.
Podziekowalam bardzo bardzo i zaczelam czekac.
Czekanie urozmaicila mi najpierw Wywloka, od ktorej dostalam ni z gruchy ni z pietruchy takiego oto esemesa:
Zwykle ludzie, ktorzy nie placa rachunkow, staja przed sadem. Nie kombinuj, ja wiem lepiej, jak prawo dziala w Chinach. Polacy tez musza postepowac zgodnie z prawem!
Potem zrobil to Bartosz, ktory chcial natychmiast odpisac cos sarkastycznego (nie pamietam juz niestety co, a bylo to dobre, w stylu Bartosza bardzo).
A nastepnie Agnieszka, ktora wlasnie wparowala do hotelu jak burza, wreczyla mi papierowa torbe z ciastkami z JUST HOTA, ktore natychmisat pozarlam, nie pytajac nawet obecnych (Agnieszka) ani pol-obecnych, bo pakujacych swe manatki (Honorata i Bartosz), czy chcieliby tez skosztowac.
Jak sie ma problemy i przyjaciol to jedna zaleta jest to, ze przyjaciele chuchaja na ciebie i dmuchaja i nie maja Ci za zle, jezeli zjesz wszystko to, co mialo byc do jedzenia dla kilku osob.
Przy okazji dowiedzialam sie, ze na sytuacje stresowe reaguje jedzeniem a nie glodowka. W ten sposob powitalam na moim ciele w tym tygodniu dodatkowe cztery kilogramy (nie mam pojecia, jak to jest mozliwe).
Czekalismy, czekalismy, az tu nagle zadzwonili z jednej z licznych agencji modelek, z ktorymi wspolpracowalam, ze chcieliby bym przyszla do nich do biura, jezeli moge. Wiec wzielam Agnieszke, profesjonalna modelke, podobnie jak ja i poszlysmy do agencji modelek, zeby sie rozerwac. Po drodze jednak uznalam, ze ja jestem nadal glodna i wstapilysmy na chaomiana. I wlasnie w muzulmanskiej budzie z chaomianem (smazonym makaronem) odebralam telefon od PANI KONSUL.
Od razu sie zakochalam w tym glosie. Glosie twardej babki. Ktora najpierw mnie wysluchala, nie przerywajac mi (jak ten cham dnia wczorajszego, ktory powiedzial mi, ze ambasada juz nie pracuje, prosze zadzwonic jutro), a potem rzeczowo i konkretnie poradzila mi najpierw poinformowanie Wywloki, ze moja ambasada poradzila mi zglosic na policji kradziez, a potem rzeczywiscie isc na policje. W razie problemow z dogadaniem sie, mialam dzwonic bezposrednio do pani konsul na komorke. Pani kosnul wyrazila tez ubolewanie, ze tak daleko jest ode mnie, bo osobiscie by ze mna poszla na posterunek, a tak bedzie mogla tylko mnie wesprzec telefonicznie w razie czego. Uslyszalam zyczenia powodzenia, podziekowalam i rozmowa sie zakonczyla, wnoszac odrobine pozytywnej energii do tej calej akcji. Pani konsul absolutnie rzadzi i wymiata.
Napisalam esemesa do Wywloki, ze ja informuje, ze Ambasada RP w Pekinie udzielila mi wsparcia. Nie dostalam odpowiedzi. I dobrze.
Skoczylysmy z Agnieszka zwawo i hyzo do modelingowej agencji na minute doslownie i ruszylysmy do szkoly mojej, by zwerbowac na wyprawe na policje moja nauczycielke Cai laoshi. Zeby nie uderzac z zaskoczenia, wstepnie przedzwonilam do Cai, zeby jej zrelacjonowac, co wspaniala polska konsul mi powiedziala. Cai laoshi powiedziala, ze ok, trzeba faktycznie pojsc na policje. Ale ona zawola He laoshi (znana z innego posta Rzeke, ktora nie chciala mi pozyczyc trzech patykow) i He laoshi ze mna pojdzie. I zakonczyla rozmowe, a mi znowu sie zbieralo na lzy... Tylko nie He laoshi! Skandal! W mocno bojowym nastroju weszlam w towarzystwie Agnieszki na szkolny dziedziniec z postanowieniem odrzucenia wszelkiej pomocy He i powiedzenia, co o jej pomocy dnia poprzedniego mysle. I poproszenia Cai, zeby to ona ze mna poszla na policje.
Ale jak sie okazalo, He sama zrezygnowala z pomocy mi. Zamiast niej przyszedl sam dziekan, Yang laoshi. Yang laoshi nic nie wiedzial o sytuacji, ale za to jego angielski jest wysmienity i nie musialam po raz kolejny sie silic na wyjasnienia po chinsku. To Agnieszka ze swoim boskim angielskim opowiedziala dziekanowi wszystko, ja dodawalam kolejne watki i w ten sposob dziekan wiedzial wszystko, niemal dokladnie tak, jak ja to tutaj opisalam, nie wylaczajac z tego esemesa o sadzie, ktorego od wariatki dostalam rano.
I ruszylismy we czworke: dziekan, jeszcze jeden nauczyciel (ktorego rola ograniczala sie do przydupasa, ale i tak jestem wdzieczna za te obstawe niesamowicie), Agnieszka i ja. Udalismy sie taryfa (za ktora dziekan nie pozwolil mi nawet zaplacic!) do wlasciwego dla mojego miejsca zamieszkania posterunku policji. Na miejscu zajal sie nami bardzo bardzo kumaty oficer w cywilu (od razu mi sie skojarzyl z Bobem, moim rodzinnym kryminalnym i jakos tak swojsko sie zrobilo), wysluchal calej opowiesci wygloszonej pieknie przez dziekana, zadzwonil po Wywloke i.... nie chcial juz tak bardzo ogladac mojej wizy! Po raz pierwszy poczulam, ze nie jestem tam tylko obcokrajowcem, potencjalnie nielegalnie przebywajacym na terytorium Chin, ale branym na powaznie petentem, czy jak sie klient policji nazywa.
Wywloka pojawila sie w koncu, w towarzystwie Szkotki z Radomia, Szkota z Radomia poszla obok zalegalizowac swoj pobyt, a my do sali konferencyjnej, gdzie przy ogromnym stole po jednej stronie zasiadla moja banda, po drugiej Buldog (wszyscy odwracali wzrok, zeby nie musiec narazac sie na estetycznie niemile doznania, procz nieustraszonej Agnieszki, gapiacej sie Wywloce prosto w ten jej pysk), a u szczytu stolu pan policjant. I zaczely sie.... negocjacje! Policjant uznal, ze mozemy jeszcze ta sprawe ciagnac tygodniami, jezeli ja chce, ale jezeli nie chce, to lepiej zebym zaplacila. Znowu moja wymieta umowa nie wbudzila zadnego zainteresowania, chociaz tym razem zarowna ja, jak i Agnieszka twardo wysuwalysmy ja jako argument. No coz, dziwne, moze w tym kraju tak juz po prostu jest.... No to ja juz stwierdzilam, ze okej, ze ja juz wole zaplacic i miec juz raz na zawsze z glowy te babe. Agnieszka jednak zaczela rozmawiac do Wywloki (oczywiscie na modle sarmacka, po szlachecku), ze absolutnie niedopuszczalne jest, by Marta placila za remont mieszkania Wywloce, wiec ona, Agnieszka, rzada dla Marty (zabrzmialo prawie jak "mojej klientki") obnizenia tej kwoty, ktora Marta ("moja klientka") musi zaplacic za cos, czego nie zrobila tylko dlatego, ze nie ma juz czasu na zabawy w detektywa.
Powiedzialam, ze zaplace 1200, bo wiecej nie mam. Wywloka przystala na to (lepszy rydz niz nic, mowi na ten temat polskie przyslowie) oraz postanowila zachowac depozyt. Na rachunki, ktorych nie placilam. Policjant napisal pismo, na ktorym ja zobowiazalam sie do zaplacenia 1200 RMB, gdy tylko Wywloka pozwoli mi na wziecie z bagazu mojej karty bankomatowej, ona sie zobowiazala do oddania mi bagazu po zaplaceniu tej kwoty i obie zobowiazalysmy sie do zaprzestania jakichkolwiek roszczen wobec siebie nawzajem bezposrednio po odzyskaniu przeze mnie moich rzeczy.
Wywloka na koniec wyglosila pod moim adresem oslawione w calym Kunmingu juz zdanie: "Jezeli napiszesz cos o mnie na blogu, pozwe Cie".
Jakze bym smiala.
Podpisy, odciski palca (takie sa w Chinach formalnosci, ze trzeba przy kazdym podpisie zostawiac odcisk kciuka), dowidzenia.
I w ten sposob w koncu odzyskalam moje rzeczy. Hurra. Zapomnijmy juz o tym drobnym fakcie, ze musialam je wykupic, za przyzwoleniem wladzy z reszta.
Tego dnia wieczorem Oskar polecial do Tajlandii.
A ja poszlam spac. Bardzo dawno juz nie spalam.
Nastepnego dnia zapadlam na grype.
Ale bede zyla dlugo i szczesliwie. Jak zwykle.
Czas pomyslec nad zemsta.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz