Po tym, co sie wydarzylo w poprzednim odcinku generalnie poczulam sie beznadziejnie, wiec udalam sie do kultowego hotelu, gdzie mialam nadzieje spotkac kogokolwiek. I tak wpadlam do pokoju Honoraty i wybuchnelam jej histerycznym szlochem prosto w kolnierzyk bluzeczki. Mniej wiecej sekunde pozniej zadzwonil moj telefon. Jak zwykle bywa w sytuacjach stresowych, telefon byl moim wrogiem i nie chcialam nawet sprawdzac, kto dzwoni, ale w sumie mogl to byc ktos mily, pragnacy mi uswiadomic, ze jest przeciez takie a takie rozwiazanie tej calej sytuacji groteskowej. I podnioslam.... A tam glos Taty, ktory dzwonil w sumie po to, zeby mnie poprosic o przeslanie skanu swistka nadania paczki, ktora wyslalam juz miesiac temu, a jeszcze nie doszla do domu byla... W takim stanie, w jakim ja sie znajdowalam, na glos Taty mozna zrobic tylko jedno - zaczac jeszcze bardziej dramatycznie szlochac. Wyluszczylam Tacie, zanoszac sie placzem, historie moja idiotyczna, a Tata, z umyslem swym swiezym faktycznie sprzedal mi pomysl! Zeby zadzwonic do naszej ambasady, niech powiedza cos. Ambasada - to brzmi dumnie, niech Wywloka wie, ze rozpetala miedzynarodowa afere!
Tak tez zrobilam. Zadzwonilam do ambasady niezwlocznie. Jednak jakis niemily pan odebral i powiedzial mi, ze mam dzwonic dnia nastepnego rano, albowiem ambasada juz ma fajrant. \
Posiedzielismy wiec cala hotelowa ekipa na korytarzu i zrobilismy burze mozgow.
Pojawiaja sie pomysly z gatunku: a. isc duza ekipa zlozona zarowno z Chinczykow, jak i Afrykanow i Europejczykow do mojego bylego mieszkania z zapasowymi kluczami (ktore od pol roku trzymam u Honoraty, gdybym czasami zapomniala z domu swoich), wejsc, wziac moje rzeczy, wyjsc; b. zaczaic sie w krzakach pod blokiem, wyczaic moment, kiedy Wywloka i Szkotka z Radomia opuszcza lokal, wykorzystac klucz, wejsc i tak dalej da capo al fine; c. isc na policje.
I w koncu wyszlo na to, ze plan jest taki:
1. Jutro dzwonie do ambasady i prosze o rade.
2. Niezaleznie od tego ide do szkoly i robie zadyme, zeby kazdy pojedynczy nauczyciel sie dowiedzial o mojej sprawie. Moze ktos ma te oslawione guanxi.
3. Razem z nauczycielem idziemy na policje i zglaszamy kradziez albo cos analogicznego.
4. Odzyskujemy moje rzeczy.
5. Kazdy, procz Wywloki, ktora ostatecznie sama spadnie ze schodow, zyje dlugo i szczesliwie.
Zadzwonilam w miedzy czasie do mojej chinskiej kolezanki, ktora zatwierdzila moj plan jako odpowiedni w tego typu sytuacji.
Spotkalam sie tez na godzine z Oskarem, ktory od dawnych juz czasow nakazywal mi zrzucenie Wywloki ze schodow, jak tylko pojawi sie na horyzoncie... Jednak nie zrobilam tego zawczasu, o ja glupia, i teraz przypadkowy upadek Buldozycy moglby sie wydac odrobine podejrzany chinskiej policji, ktora chyba tylko czeka, az laowaje zaczna popelniac przestepstwa i bedzie ich mozna wszystkich deportowac, najlepiej na Ksiezyc.
Oskar jednak sie nie poddawal i postanowil udac sie osobiscie do Wywloki po odbior mojej wlasnosci. Byl przy tym tak zdeterminowany, ze nie pozostalo mi nic innego, jak pomachac mu na pozegnanie, gdy ruszal w kierunku wzgorza, na ktorym dotychczas mieszkalam w pewnym W OGOLE NIE ZNISZCZONYM mieszkaniu.
Z pozniejszych relacji Oskara wynikalo, ze probowal dzwonic do Wywloki, by ja ujac swym wrodzonym urokiem osobistym, jednakowoz zostal splawiony tymi slowy: "Ona [to o mnie] powinna sie nauczyc sama zalatwiac swoje sprawy".
Tego dnia nie pozostalo mi juz robic nic innego, jak pojsc do cukierni JUST HOT, kupic sobie ciasteczka i wrocic do mieszkania Agnieszki, by najpierw sie napchac, a nastepnie zasnac snem kamiennym, po raz pierwsy na nowych wlosciach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz