Boszsz, co oni tutaj wyprawiaja z tymi dziecmi!?! Po pierwsze pogloska, jakoby w Chinach polityka jednego dziecka skutkowala malymm przyrostem naturalnym jest tylko czescia skapego wyobrazenia Europekczykow o Chinach. Tu, w Kunming, jest tyle niemowlakow, ze bylyby soba w stanie zapelnic Plac Tienanmen w Pekinie. A nawet utworzylyby na tym placu taka gore niemowlakow. Po drugie: oni wszedzie je zabieraja ze soba! Te dzieci absolutnie sa wszedzie z rodzicami, i w urzedzie, i w stolowce uniwersyteckiej, na lawce w parku, w sklepie z tandeta oraz w autobusie numer 55. Po trzecie - tylko raz widzialam wozek z dzieckiem. Wygladala z niego blond glowka, wiozl to dziecko jakis ryzy piegus, to raczej nie bylo chinskie bejbi. Bo chinskie bejbi jest noszone na plecach. W plecakach. Takich specjalnych, ale nie wiem, czy tym dzieciom jest wygodnie. Mi by nie bylo. Bo strasznie ciasno to na oko wyglada. No ale wewnatrz takiego bogatu kaftowanego nosidla zazwyczaj widzi sie szczesliwe male twarzyczki, wiec malenstwom widocznie to nie przeszkadza. Albo w genach maja umilowanie do scisku, albo wrecz przeciwnie, od dziecinstwa Chinczyk przebywa tak blisko innego czlowieka, to i pozniej moze w takim scisku i tloku spokojhnie egzystowac. No ale te nosidelka to tylko jedna z opcji. Bo widzialam juz malego czlowieka w koszyku w rowerze (takim, co sie go na kierownicy wiesza) oraz w koszyku na plecach (takim do owocow). Oczywiscie nikt sie nie przejmuje, ze ruch uliczny jest szalony, dzieci pruja razem z rodzicami motorowerami i rowerami w tych koszykach nieswiadome tego, ze ich rodzice narazaja je na atrakcje w postaci kontaktu z asfaltem lub, w wersji dramatycznej, maska jakiegos pojazdu czterokolowego lub opnoami.
Ponadto nosi sie dzieci na plecach bez plecakow. Bo Chinczycy opracowali taki dosyc ciekawy sposob noszenia czegos na plecach. Po prostu splataja palce obu dloni za plecami i w tak uwtorzonym nosidelku miesci im sie idealnie pupa niemowlaka. Oczywiscie naga, bo tutaj jest taki patent oszczedzania na pieluchach, ze dzieci w takich specjalnych spioszkach chodza - co dziure na pupie maja. Chce sie takiemu oddac, za przeproszeniem, mocz lub inne, to po prostu to robi. Nikt sie nie przejmuje, problemu nie ma, sensowna sprawa, nieprawdaz? Pogoda sprzyja, bo tu goraco, trzeba korzystac ze sprzyjajacych wrunkow metereologicznych.
Po czwarte: Nigdy, przenigdy nie widzialam faceta z wlasnym dzieckiem. Albo mama sie nim zajmuje, nosi je, karmi i tak dalej, albo dziadek z babcia (widoczek to niezwykle popularny - stary wysuszony staruszek o wygladzie konfucjusza i w uniformie z czasow Mao niesie na pleckach takiego szkraba, ktory jeszcze nawet gugu nie rzekl w zyciu swym).
Ale z drugiej strony, to fajne tu maja podejscie do dzieci. Gadaja do nich jak do starych, zadnego cieciania, no i te nosidelka sprawiaja, ze dzieci sa caly czas z mama. Dobry patent, zreszta obczajony tez przez naszych zachodnich sasiadow z NRD.
No. To tyle o dzieciach... Choc w tym kraju niespodzianek i braku logiki na pewno znajdzie sie jakis godny uwagi element dzieciecego folkloru. Jednkowoz na razie przechodze do innych nurtujacych mnie tematow.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz