Tydzien temu dolecialam w koncu do Kunming. Lotnisko w Szanghaju zdazylo mnie juz znieczulic na jakiekolwiek niepowodzenia, wiec na luzaku ruszylam do checkinu, potem na luzaku poszlam pod mój gejt. Tam moje zainteresowanie wzbudzilo dwoch mezczyzn rasy bialej przed trzydziestka w sandalkach sportowych, bojowkach, polarach i ze stelazami, albowiem tego typu mezczyzni zawsze przykuwaja moja uwage, a tym razem trudno bylo ich nie zauwazyc po prostu. Z wygladu zapowiadali sie na Francuzow; wydaje mi sie, ze Francuzi po prostu wszyscy wygladaja na pozytywnie zakreconych, a ci robili na maksa pozytywnie zakrecone wrazenie. Gapilam sie na nich i zastanawialam sie, po coz jada do Kunming i gdzie juz byli. Po opaleniznie i wyplowialych wlosach mozna by wnioskowac, ze w Wietnamie, moze na Tajwanie, a moze zupelnie gdzie indziej. Pomyslalam sobie: ja tez tak chce - jezdzic sobie po swiecie z plecakiem, miec w nim tylko mapy, buty trekingowe, jakies spodnie na zmiane i spiworek. Gsy w koncu panie lotniskowe wpuscily mnie do rekawa prowadzocego na poklad boeinga, ktorym mialam w koncu liniami China Eastern odleciec na the China's West, okazalo sie ze panowie Francuzi tez leca tym samolotem. Zaraz tez okazalo sie ze moi Francuzi nie sa wcale Francuzami, tylko najprawdopodobniej Holendrami, Dunczykami, moze Szwedami, bo jezyk brzmial z germanska, ale niemieckim w zadnej wersji regionalnej nie byl. Przechodzili obok, to slyszalam. Jeden z panow Francuzow niefrancuskich nawet mnie nadepnal przechodzac obok mnie, oczywiscie jak Europejczyk zachowal sie on i zwrocil ku mnie twarz swa i I'm sorry rzekl nawet. I jeszcze sie usmiechnal, rozpoznawszy we mnie istote tej samej proweniencji i powiedzial dodatkowo Hello, ja odpowiedzialam no problem i hello i tak sie do siebie usmiechalismy, on potem poszedl, a ja bylam zalamana, bo w ciagu kilku sekund we Francuzie niefrancuskim, w obiezyswiecie, globtroterze zakochalam sie bez pamieci. I taka mialam wielka nadzieje, ze skoro oni jada do Kunming, ci Francuzi niefrancuscy, to moze sie spotkamy na uniwerku... No ale jak na razie nie spotkalismy sie na uniwerku. Moja wielka milosc zostala zniweczona. Pewnie pojechali gdzies dalej, do Chengdu, a potem do Lhasy, a potem moze do Kazachstanu albo moze do Iranu. ALbo w zupelnie inne miejsce, gdzie spotkalo ich mnostwo przygod.
A lot boeingiem to byla sama rozkosz. Najpierw zapoznalam sie z siedzaca obok Chinka posiadajaca potomstwa sztuki dwie. Czterolatek siedzial przy oknie i mowil slodkim glosikiem slodkie rzeczy, dziecko kilkumiesieczne najwyzej siedzialo mamie na kolanach i bezczelnie sie we mnie wpatrywalo szczerzac ku mnie swoje nie wyposazone w nic dziasla. Chinka chciala do mnie mowic po angielsku, ja chcialam do niej mowic po chinsku, ale ostatecznie skonczylo sie na kilku zdaniach, bo zaczeli puszczac na monitorach filmik o wodowaniu samootu i maskach tlenowych, na co ja zareagowalam szerokim ziewnieciem, a bezzebny maluch dossal sie do sutka swej rodzicielki. Dokladnie, trzeba sie najesc, zanim wpadniemy do Pacyfiku tuz po starcie.
Ja poczulam, ze dawno nie spalam i zasnelam. I spalam sobie blogo dwie godziny, obudzily mnie roznice cisnienia - ladowalismy juz w kunmingu. Na maksa mnie to przerazilo - tak sie bosko spalo, a tu juz mam stawiac czola nowym wyzwaniom? Zaledwie moment pozniej bylam juz z moim bagazem w hali przylotow lotniska w Kunming i czulam, ze zaraz zaczna sie schody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz